niedziela, 30 września 2012

Dygresja o weselach

Dzisiaj muszę się wyżyć i napisać - nienawidzę wesel! Przynajmniej tych "tradycyjnych" w formie, z piosenkami biesiadnymi i głupimi zabawami po północy. Wierzę że da się fajnie świętować ten dzień w nieco inny, przyjemniejszy (dla mnie) sposób, i oby ta wiara nie okazała się naiwna... ;) Na szczęście moi rodzice nie są jacyś konserwatywni i nie będą mnie zmuszać do zapraszania krewnych typu "piąta woda po kisielu", których obchodzę tyle co zeszłoroczny śnieg i którzy nie poznaliby mnie na ulicy (i nawzajem). Moja najbliższa rodzina jest bardzo nieliczna, a jest też pewna grupa osób niespokrewnionych ze mną, ale traktowanych przeze mnie jak rodzina właśnie. I to z takimi ludźmi chciałabym kiedyś spędzić taki ważny dzień w swoim życiu.

Występy weselnych zespołów byłabym w stanie spokojnie znosić tylko przy sporej dawce alkoholu, co z kolei przy mojej niskiej tolerancji na mocniejsze trunki nie jest dobrym pomysłem. Oczywiście rozumiem, że ludzie lubią i chcą tańczyć i śpiewać - rozumiem, że super sprawdzają się tradycyjne przyśpiewki w stylu "Szła dzieweczka do laseczka" czy "Hej sokoły"... Ok! Ale dlaczego wszystkim znane, rytmiczne, często ładne czy zabawne melodie zastępuje disco polo, niby powszechnie uważane za obciachowe, a traktowane nadal niczym nasza muzyka narodowa? Tak naprawdę na każdej imprezie repertuar jest identyczny, mało kto podejmuje jakiś wysiłek przy wyborze listy utworów...

No i w zasadzie to nie potrafię i nie za bardzo lubię tańczyć. Mój mężczyzna podobnie. Nie wykluczam jednak, że moglibyśmy coś z tym zrobić, ale co umiejętności nabyte np. na kursie tańca towarzyskiego dałyby nam przy utworze typu "Jesteś szalona"?

Najgorzej, jak para młoda robi to wszystko nieco wbrew sobie. Nie lubią tańczyć do disco polo, nie mają ochoty całą noc zajmować się setką czy dwiema setkami gośćmi, ale robią to, bo "wypada". Panna młoda koło 1-2 już mocno zmęczona i marząca, by zdjąć sukienkę i położyć się już do łóżka, a tu jeszcze kilka godzin... Trochę takie refleksje miałam wczoraj.

Że nie wspomnę o ogromnych ilościach zmarnowanego jedzenia.

Brzmię pewnie jak zgorzkniała staruszka, ale na zakończenie napiszę o weselu, o którym opowiadała mi pewna koleżanka. Ślub brali Polka i Anglik. Nie było wesela na milion osób, a przyjęcie na kilkadziesiąt; dobre jedzenie w nieprzesadnej ilości, duży wybór różnego rodzaju alkoholu (drinki przy barze!). DJ i muzyka trochę tradycyjna, trochę nowoczesna (podobno nie zabrakło nawet rocka), ale wciąż dobra do tańczenia. Jedynie goście dość specyficzni, bo mówiący różnymi językami ;) Mimo to wszyscy z wyżej wspomnianą koleżanką bawili się ponoć świetnie.

Mam tylko wrażenie, że taka wizja nie spodobałaby się "typowym" wujkom i ciotkom oraz innym fanom polskich wesel. Ale czy to źle mieć własne zdanie?


Następna notka będzie znów "turystyczna". Niestety w góry w tym roku już nie pojadę raczej :( Ale może po prostu Kraków? Albo Ojców?

4 komentarze:

  1. Doskonale Cię rozumiem! Idę na wesele za 2 tygodnie :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Jako świeża, sierpniowa małżowina, napiszę, że masz 100% rację. Jednak Twoja wizja wesela wcale nie jest taka trudna do ogariecia ;) My też nie zapraszaliśmy "piątej wody po kisielu". Mimo ogólnego popłochu w rodzinie, mieliśy DJ-a, którego później wszyscy zachwalali, bo grał wszystko, czego duszyczki zapragnęły. Przekrój muzyczny był od A do Z. Skoro w jednym czasie na parkiecie skakało 15 letnie kuzynostwo i 80 letni dziadki, to śmiem powiedzieć, ze impreza była udana. Dziwnych zabaw nie mieliśmy w ogóle, więc nikt nie musiał w ich trakcie, ratować się ucieczką do kibelka tudzież na zewnątrz lokalu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. brzmi nieźle! :) co prawda nie planuję wesela w najbliższym czasie, ale fajnie wiedzieć że to może się udać.

      Usuń
  3. Znam ten ból... też nie znoszę wesel. Mam jeszcze taki problem, że mój tż jest fotografem, co przy każdej weselnej okazji jest wykorzystywane... Więc na to wszystko większość "imprezy" spędzam samotnie. Alkohol w takich sytuacjach działa, jednak miesiąc temu byłam na weselu gdzie nie mogłam pić- za to udało mi się o 22 "opuścić pole bitwy" pod pretekstem pilnowania dzieci (nieswoich), które właśnie poszły spać. Z moim K. zaplanowaliśmy, że weźmiemy ślub dopiero kiedy kiedy znajdziemy odpowiedni model wesela. Ale jest już światełko w tunelu- byliśmy na weselu Garden Party. Grilowane, lekkie jedzenie, szwedzkie stoły, przyroda, piękne ogrody,spokojna muzyka, miła atmosfera sprzyjająca ciekawym rozmowom. Muszę powiedzieć, że było fajnie. Wybacz, że tak się rozpisałam, ale temat jest mi bardzo bliski.:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń